planowanir

Poniżej masz ostry wpis blogowy inspirowany Twoją tezą:


Planery nie nakarmią Twojej rodziny

Wiesz, co mnie ostatnio uderzyło? Ten cały świat „zarządzania czasem”, który krzyczy: bądź produktywna, bądź efektywna, rozwijaj się, rób karierę, zdobywaj szczyty, bądź „Girl Boss”. Tylko nikt nie pyta, kiedy masz zdążyć… ugotować obiad i zjeść go z najbliższymi. Kiedy masz pobyć z dziećmi, mężem, mamą, przyjaciółką. Kiedy masz żyć.

Czytam poradniki, a tam pełno wielkich idei: twórz biznes, kreuj społeczność, planuj karierę, zdobywaj świat. A gdzie w tym wszystkim jest Rodzina? Gdzie człowiek z jego prostymi potrzebami: ciepłą zupą, wspólnym stołem, rozmową bez pośpiechu?

Jeśli planowanie nie wspiera życia rodzinnego i codziennych obowiązków, to jest po prostu oderwane od rzeczywistości. Planer może być piękny, złoty, z naklejkami jak z Instagrama, ale jeśli nie ma w nim miejsca na pieluchy, ziemniaki i rodzinny spacer, to jest równie pożyteczny w codzienności jak diament w polu kapusty.

Bo planowanie nie ma być o tym, jak więcej zrobić.
Planowanie ma być o tym, jak nie stracić tego, co najważniejsze.

Nie chcę życia w tabelkach.
Chcę życia przy stole.

I jeśli jakiś guru od produktywności mówi, że „obiad możesz sobie odpuścić”, bo szkoda czasu… to ja mówię: „Dziękuję, wysiadam.” Bo bez rodziny i codziennych zwyczajnych chwil wszystkie te wielkie projekty to tylko balon nadmuchany ego.

Ja wybieram planowanie, które nie zapomina o człowieku.
A Ty?


Jeśli chcesz, mogę przygotować grafiki na social media z fragmentami tego wpisu albo rozwinąć go w serię postów o planowaniu „pro rodzina”.